Zimą będą trenować, wiosną zawalczą o awans

2016-12-19 07:42:17(ost. akt: 2016-12-19 07:44:29)
Ryszard Borkowski - nowy trener Znicza

Ryszard Borkowski - nowy trener Znicza

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

- Brak nam jeszcze stabilizacji, ale z każdym kolejnym treningiem rozumiemy się coraz lepiej - mówi Ryszard Borkowski. Trener Znicza Biała Piska - w rozmowie z Kamilem Kierzkowskim - podsumowuje ostatnie miesiące gruntownych zmian w drużynie, a także ocenia jej obecne szanse na awans do III ligi.
— Gdy rozmawialiśmy ostatnio, zmieniał Pan Ireneusza Piwko na stanowisku trenera. Wówczas był Pan "tym nowym". Jak jest teraz? Zawodnicy mają już Pana za "swojaka"?
— Trudno powiedzieć, bo trzeba byłoby pewnie zapytać każdego z zawodników. Myślę jednak, że udało się nam znaleźć wspólny język. Naszą współpracę oceniam bardzo dobrze: zarówno z piłkarzami, jak i samym Ireneuszem, który w Zniczu pełnił przez ten czasu również funkcję asystenta...

—...były trener w kadrze szkoleniowej to - przyzna Pan - dość komfortowa sytuacja.
— Tak, wsparcie z jego strony bardzo mi pomogło. Choć zaszły pewne zmiany, całą rundę solidnie pracował na rzecz dobra drużyny. W końcu znał wszystkie problematyczne kwestie nie tylko z teorii, ale i z praktyki. Zresztą: poza tym, że jest świetnym fachowcem, jest również bardzo fajnym człowiekiem. Bez niego byłoby mi tu o wiele trudniej.

— Choć część problemów była taka sama, to jednak w samej kadrze zaszły kolosalne zmiany.
— Tak, dokładnie. Większa część "starego" Znicza odeszła. Praktycznie 12 zawodników, wśród których byli tak solidni gracze jak Adamiec, Falkowski, Michałowski, Drągowski, Radzikowscy czy Świderscy... W większości przeszli do wyższych lig. Przed startem sezonu wielu było przekonanych, że po takim ciosie się nie podniesiemy. Zdążyli nas skreślić. Jak się jednak okazało, podjęliśmy dobre decyzje przy wzmocnieniach, sięgnęliśmy po świetnych zawodników, choć z niższych lig... Udało się.

— Pośród wielu innych, formą błyszczą m.in. byli zawodnicy orzyskich Śniardw. Dla przykładu - Paweł Dymiński jest obecnie najlepszym snajperem Znicza, Patryk Kleczkowski natomiast został głównym bramkarzem... Filary nowej drużyny?
— Tak, to bardzo mocne elementy naszego zespołu, choć oczywiście nie jedyne, które decydują o sile Znicza. Zdążyli pokazać się z dobrej strony, lecz jestem przekonany - i tego też oczekuję - że pokażą jeszcze więcej. Paweł stosunkowo niedawno uporał się z poważną kontuzją i choć już teraz strzelił wiele pięknych i ważnych bramek, to - jeśli tylko przepracuje należycie okres przygotowawczy - dopiero pokaże swój prawdziwy potencjał.

— Przed sezonem zapowiadał Pan walkę o czołówkę. Runda jesienna zakończona drugim miejscem... Na półmetku wydaje się więc, że nie były to jedynie puste słowa.
— Sytuacja na szczycie tabeli jest jednak dość skomplikowana. Poza Wikielcem, który odskoczył całej reszcie, aż cztery drużyny - w tym my - dysponują 30 punktami na koncie. Walka o samo utrzymanie korzystnej lokaty będzie niesamowicie trudna. Powiedzmy sobie szczerze: w porównaniu do takiej Rominty Gołdap, Zatoki Braniewo czy wspomnianego GKS Wikielec, jesteśmy - teoretycznie - niczym "Kopciuszek". Spadając z III ligi zorganizowali dużo wzmocnień z wyższych lig, znane nazwiska. To, że zajmujemy 2. lokatę w tabeli to - w mojej opinii - duży sukces.

— Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia. Jest drugie miejsce, chciałoby się pierwszego...
— Staramy się zachować chłodną głowę. Naszym celem była i jest po prostu dobra gra: zdobywać punkty, cieszyć publiczność, budować drużynę... Wierzę, że przyniesie to należyty skutek.

— Wróćmy do niesamowitej w tej rundzie ekipy z Wikielca. Przegrali tylko jeden mecz: właśnie z Wami. Jaką mieliście na nich receptę?
— Bardzo obawiałem się tego meczu. Poza innymi czynnikami, nie mogliśmy skorzystać także z umiejętności Mariusza Łapińskiego, naszego czołowego zawodnika i tzw. "playmakera". Sytuacja rodzinna, miał akurat wesele rodzonej siostry. Staraliśmy się przesunąć mecz jedynie o dwie godziny: z 13.00 na 11.00. To by nam rozwiązało problem, jednak nie wyrazili na to zgody. Przed meczem dało się słyszeć z różnych stron, że nasze szanse są marne. Tymczasem pierwsza połowa i... prowadzimy 3:0. Piękne bramki Romachowa, Gałązki, Dymińskiego, w międzyczasie dodatkowo jedna samobójcza. Przyznaję, że mimo wyniku nie było mowy o żadnej dominacji z naszej strony. Wikielec zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko. Po przerwie strzelili bramkę kontaktową, na którą szybko odpowiedzieliśmy...

— ...mecz zakończył się 4:1. Wynik powinien być jednak nieco wyższy.
— Tak, wyszła wówczas dość specyficzna, mało spotykana sytuacja (śmiech). Graliśmy przed własną publicznością, z którą w 90. minucie cieszyliśmy się już w zasadzie ze zwycięstwa. W ostatnich sekundach Konrad Romachow stanął przed okazją na zdobycie kolejnego punktu: ograł obrońców, ograł bramkarza i pobiegł do pustej bramki. Zatrzymał się na linii, odwrócił się do reszty zawodników, usiadł na piłce i piętą skierował piłkę do siatki. Kibicom się podobało, jednak nie sędziemu, który dopatrzył się w tym gdzieś przewinienia i podyktował rzut wolny. Z wyniku i tak byliśmy jednak bardzo zadowoleni.

— Podczas ostatniej rozmowy wspomniał Pan również, że najgroźniejszą bronią Znicza będzie współpraca i zgranie. Jest tak, jak Pan zakładał?
— I tak, i nie. Z jednej strony wykonaliśmy wielką pracę i z kompletnie nowych zawodników stworzyliśmy spójną ekipę, która jest w stanie wygrać nawet z liderem. Z drugiej strony natomiast wciąż mamy dość wąską kadrę: kontuzje, kartki... Bywało, że na mecz jechaliśmy w 12-13 osób. Przez pierwsze 5. kolejek nie dawało się to aż tak we znaki, bo wygrywaliśmy mecz za meczem. Gdy przyszły pierwsze porażki, to nagle widoczne stały się i problemy. O obliczu i sile drużyny decyduje w końcu i ławka rezerwowych. Pamiętam mecz, w którym ok. 70. minuty 3 zawodników sygnalizowało mi chęć zmiany, a ja prawdę mówiąc nie miałem ich kim zastąpić, bo jeden zmiennik nie był tego dnia w dobrej dyspozycji, u drugiego nie do końca zaleczona kontuzja, trzeci raczej nie sprawdziłby się przy danym ustawieniu... Brak nam jeszcze stabilizacji, ale z każdym kolejnym treningiem rozumiemy się coraz lepiej.

— Znicz, jako jeden z niewielu klubów, od dłuższego czasu ma już szczegółowy plan cyklu przygotowawczego. Kto tak dokręcił śrubę?

— Jakoś między 15 i 30 listopada miałem już w większości wszystko umówione. Byliśmy po rozmowach z innymi klubami, jak np. Jagiellonia, bo mam też świadomość, że przedstawiciele z wyższych lig niezbyt chętnie chcą sparingów z niższymi ligami. Mamy jednak to szczęście, że my będziemy akurat mieli możliwość trenowania w większości z lepszymi. Łącznie 8 sparingów, powinno to zaowocować. Bardzo dużo dało nam również spotkanie podczas niedawnego turnieju o Puchar Burmistrza Białej Piskiej i Prezesa "Znicza", na którym przedstawiliśmy włodarzom nasze plany. Burmistrz je przeanalizował ze współpracownikami, zarządowi udało się znaleźć wspólnie najlepsze dostępne rozwiązania. W tym czasie będziemy zakwaterowani w szkole, na miejscu będziemy dysponowali wszystkim, co potrzebne: siłownia, odnowa biologiczna, orlik, hala sportowa...

— Zapowiada się profesjonalnie.
— Bo i wszystkim zależy na tym, by takie było. Jeśli coś robić, to robić to dobrze.

— Czego oczekuje Pan po tych 8 sparingach?
— Chcę zobaczyć współpracę w formacjach, sprawdzić zawodników na nowych pozycjach, by znaleźć optymalne ustawienia.

— Pierwszy mecz wiosną rozegracie z Omulwią Wielbark, która ostatnio okupuje dół tabeli. Nie obawia się Pan, że zawodnicy podejdą do tego spotkania jak do kolejnego sparingu?
— Pamiętam mecz w Wielbarku, wygraliśmy na wyjeździe 3:0. W mojej ocenie pierwsza połowa była najlepszą ze wszystkich rozegranych przez Znicz w tej rundzie. Bez znaczenia jednak kto będzie rywalem na boisku, przeciwnicy nie położą się na murawie. Trzeba grać, dobrze się pokazać i strzelić więcej bramek. Nikogo nie możemy zlekceważyć. Tym bardziej, że mieliśmy już kilka nauczek w tym sezonie. Wygrywaliśmy pierwszą połowę, a po wyjściu traciliśmy bramki, by ostatecznie minimalnie przegrać. Pracujemy cały czas nad koncentracją, staram się uczulać chłopaków na tym punkcie. Nie inaczej będzie i podczas zbliżających się sparingów: jeśli ktoś wchodzi na boisko - choćby tylko na 20 minut - to od pierwszej minuty musi dawać z siebie wszystko, jakby był wynik 0:0.

— Czego życzyłby Pan Zniczowi w związku ze świętami?
— Myślę, że wsparcia i zaufania ze strony kibiców. Mając ich po swojej stronie będzie dużo łatwiej o punkty i ostateczny sukces.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5