Choć w osłabieniu, Znicz napsuł krwi liderom z Pogoni

Przyjezdni chwilę po przyjeździe od razu zabrali się do roboty. Tuż po pierwszym gwizdku ruszyli do szturmu. Znicz (obecnie 5. w stawce) bronił się jednak i mądrze, i skutecznie. Pogoń zdołała zaskoczyć wreszcie defensywę Białej Piskiej w 17. minucie, kiedy to jej napastnik znalazł się w sytuacji sam na sam z golkiperem — Adamem Radzikowskim. Popularny "Radzik" właściwie odczytał jednak zamysły przeciwnika i wyszedł zwycięsko z tego pojedynku. Niewiele później znów zrobiło się groźnie, lecz piłkę sprzed linii bramkowej wybił Hubert Molski.

W 32. minucie przyjezdni ruszyli z kolejną groźną akcją. Sytuację — tuż przed polem karnym — faulem taktycznym uratował Łukasz Kuśnierz, który w efekcie z bliska zapoznał się następnie z czerwoną kartką. W szatni nie przebywał zbyt długo sam, bo szybko dołączył do niego... Przemysław Masłowski. Trener bramkarzy Znicza został "oddelegowany" przez arbitra za "krytykowanie jego decyzji".

Chwilę po zmianie stron zrobiło się 1:1, o co zadbał w 49. minucie z rzutu karnego Bartosz Giełażyn. Ostatnie słowo nie należało jednak w tym meczu - niestety - do najlepszego snajpera Znicza. W 55. minucie na 1:2 ostateczny wynik spotkania ustalił Michał Wrzesiński.

— Myślę, że pozostawiliśmy po sobie dobre wrażenie — mówi Ryszard Borkowski, trener Znicza. — Niestety nie udało nam się przynajmniej zremisować, choć byliśmy tego blisko. Pomimo osłabienia zawodnicy gonili wynik do ostatniej minuty. Szkoda, że po golu na 1:1 tak szybko straciliśmy drugą bramkę. Na pewno nikt nie może zarzucić mojej drużynie, że nie chciała tego spotkania zremisować, a nawet wygrać, ale ponieśliśmy konsekwencje popełnionych błędów — podsumował szkoleniowiec, który 24 kwietnia poprowadzi swój zespół na wyjeździe przeciw 3. w tabeli Legonovii Legionowo.